Ponary – przemilczana zbrodnia
Anna Mrowiec
Od połowy lipca 1941 roku do połowy lipca 1944 roku, oddziały SS, policji niemieckiej oraz oddziały Ypatingasis būrys, składające się z litewskich ochotników, wymordowały w Ponarach, dzielnicy Wilna, ok. 100 tysięcy osób – polskich Żydów, Polaków, Białorusinów, Romów, komunistów litewskich i innych. To zbrodnia, o której niewiele mówi się zarówno w Polsce, jak i na Litwie.
Do Wilna na początku wojny wkroczyły oddziały armii radzieckiej. W Ponarach, dzielnicy Wilna, wykopali na początku ’41 roku sześć 10-metrowych dołów. Planowali stworzenie tam bazy paliw płynnych dla pobliskiego lotniska. Zdążyli je wybetonować. – Gdy wkroczyli Niemcy, uznali, że jest to idealne miejsce, żeby dokonać eksterminacji Żydów, Polaków i przedstawicieli innych narodowości – mówi dr Maria Wieloch, prezes stowarzyszenia Rodzina Ponarska, której ojciec został zamordowany w Ponarach.
– Ponary głównie były znane jako miejsce masowej zagłady ludności żydowskiej. Spośród ponad 100 tysięcy obywateli II Rzeczpospolitej, którzy zostali tam zamordowani, ok. 70 tysięcy stanowili polscy Żydzi, 20 tysięcy Polacy, niewielu Rosjan, którym nie udało się uciec na Wschód, trochę Białorusinów, Romów, Starowierców, litewskich komunistów i żołnierzy Armii Krajowej. Oficjalnie IPN podaje liczbę kilku tysięcy, gdyż potrzebuje potrójnego potwierdzenia zgonu, a to w większości wypadków jest niemożliwe, bo dokumenty palono i niszczono.
Przez lata mówiono, że mordowało gestapo. Tak, ale tylko na początku. Niemcy zorganizowali oddział specjalny Ypatingasis būrys , składający się z litewskich ochotników (tzw. strzelcy ponarscy), który początkowo miał pilnować więźniów i ofiary, prowadzone na śmierć. Ale Litwini tak świetnie się spisywali i tylu było chętnych, że nigdzie nie było tak mało wojsk niemieckich czy gestapo jak na Wileńczyźnie. A Litwini chodzili w większości do polskich szkół, mieli polskich kolegów. Kiedy Niemcy wkroczyli na Litwę, witani byli kwiatami. W Niemcach zobaczyli sprzymierzeńców, którzy pozwolą im uwolnić się od Polaków – opowiada dr Wieloch.
Renata Buśko, która jako dziecko była świadkiem tych wydarzeń, a której ojciec również zginął w Ponarach, tak wspomina relacje między Polakami a Litwinami: „Przez cały okres wojny sytuację w Wilnie znacznie pogarszał fakt, że zawsze mieliśmy podwójnego okupanta: głównego – Rosjan lub Niemców oraz podokupanta litewskiego. Litwini współpracowali z obu okupantami, lecz ze szczególną nadgorliwością współpracowali z Niemcami (…). Współpraca ta miała dalekosiężne i rozlegle reperkusje, których najwymowniejszym słowem było słowo „Ponary”. (…)Bojówki litewskie, złożone z młodych Litwinów, zaczepiały i biły Polaków na ulicach Wilna. Spotkało to mojego Ojca, uderzył go pięścią w twarz, a że na ręku miał kastet, uraz był poważny. W kościołach, w czasie odprawiania nabożeństw, dochodziło do gorszych ekscesów oraz zakłócania ciszy i powagi Kościoła przez gromady wkraczających Litwinów, zachowujących się głośno, agresywnie i prowokująco. Inną metodę stosowano np. w Kościele Św. Katarzyny – tam do kościoła wjeżdżano konno i akcję prowokacyjną prowadzono z grzbietów końskich.
Profesor Konrad Górski, naoczny świadek tych wydarzeń, tak o tym pisze: „Niszczenie żywiołu polskiego na Litwie stało się główną treścią życia państwowego nowej Litwy…tępienie polskości zostało przedsięwzięte wszelkimi możliwymi środkami… Rola odegrana przez kler litewski w prześladowaniu Polaków jest po prostu haniebna, bez precedensu w dziejach Kościoła… wielu księży litewskich namawiało z ambony do rzezi Polaków, odpędzanie od konfesjonalu ludzi, pragnących spowiadać się po polsku…”
Te szokujące prowokacje wywoływały powszechny opór i znacznie rozszerzały działalność konspiracyjną. Stała się ona bardziej intensywna. Odpowiedzią Litwinów były masowe aresztowania. Więzienie w Łukiszkach było przepełnione, a podanie paczki dla więźnia wymagało stania w kolejce pod murem więziennym od świtu do zmroku, a czasem w ogóle nie zdążyło się podać paczki przed zamknięciem okienka.
Rozwiązaniem problemu przepełnionego więzienia okazały się Ponary.”
Kazimierz Sakowicz napisał dziennik, dokumentujący to, co działo się w Ponarach w tym czasie. – To był polski dziennikarz, ale też żołnierz AK, który w czasie wojny mieszkał w Ponarach. Do Wilna jeździł na rowerze, rozmawiał po drodze ze strażnikami, przez szparę w strychu obserwował, co się tam działo. Zapisywał to na skrawkach karteczek, które wsadzał do butelek i zakopywał niedaleko swojego domu. Większość z nich została po wojnie odnaleziona. Widział drogę, którą głównie transportowano Żydów. Wożono ich dużymi partiami pociągami z Wilna albo pędzono na piechotę. Żydzi nie mają lepszej dokumentacji niż ta, zrobiona przez Sakowicza. Polacy, prawie wszyscy, byli w więzieniach na Łukiszkach, wożeni byli samochodami z plandekami. W Ponarach zginął kwiat polskiej inteligencji z Wilna i Wileńszczyzny. Była to młodzież szkolna, harcerze, studenci, lekarze, profesorowie Uniwersytetu Stefana Batorego, duchowieństwo. W Ponarach zginął także stryj prezydenta Bronisława Komorowskiego, po którym pan prezydent nosi imię. Gdy jeździ do Izraela, kontaktuje się z Zewem Baranem, to jest syn ofiary, który był przyjacielem tamtego stryja. Miał pseudonim Korsarz, trafił do więzienia w Łukiszkach, rodzina starała się, że może przez tego przyjaciela Żyda uda się coś załatwić. Nie udało się – obaj zginęli w Ponarach. Syn tego Żyda jest architektem i polskim konsulem w Izraelu. Zginął tam również krewny marszałka Senatu, Kazimierz Borusewicz – opowiada Maria Wieloch.
Stowarzyszenie Rodzina Ponarska od ponad 20 lat walczy o uczczenie pamięci ofiar. Dzięki jej pierwszej założycielce, Helenie Pasierbskiej, sprawa zbrodni ponarskiej została ujawniona. Znacznie później sprawą zajął się Instytut Pamięci Narodowej. – Obecnie nasze relacje z IPN są trochę lepsze i może to czymś zaowocuje. Zbrodnia ponarska była świadomie przez dziesięciolecia przemilczana, wręcz ukrywana. Zarówno w Polsce, na Litwie i w innych krajach. A to miejsce największej kaźni na kresach północno-wschodnich II Rzeczpospolitej – tłumaczy.
Symbolicznie dzień 12 maja wybrano jako Dzień Ponarski. Skąd ta data? Między 5 a 13 maja została zamordowana w Ponarach grupa młodzieży licealnej z Wilna. Najwięcej zginęło ich 12 maja.
– Helena Pasierbska była rówieśniczką tej młodzieży i cudem uszła z życiem, opuszczając więzienie w Łukiszkach. Siedząc w nim obiecała sobie, że jeśli uda się jej wyjść i przeżyć, poświęci swoje życie na upamiętnienie tego, co się stało w Ponarach. Tak też się stało. Jej zbiory są obszerniejsze niż IPN-u. Pani Helena bardzo podkreślała, że Polacy zginęli tam w ramach walki w obronie ojczyzny, Żydzi w ramach zaplanowanego holocaustu – ale wszyscy w ten sam sposób. Proszę zwrócić uwagę, że nie mówię zastrzeleni, a zamordowani. To, co oprawcy robili z ofiarami jeszcze nad ich grobami, nie zasługuje na słowo zastrzeleni – to było morderstwo – opowiada Maria Wieloch.
Według świadków, Litwini, którzy zabijali więźniów, w większości byli pijani. Znęcali się nad ofiarami, bili, upokarzali, torturowali. Często strzał nie okazywał się śmiertelny. Ranni wpadali do dołu i konali między rozkładającymi się ciałami innych ofiar. – Pod koniec 1943 r. odór z rozkładających się w dołach ciał był tak straszny, że zwłoki zaczęto wydobywać i palić. Do teraz ludzie znajdują w tej okolicy kości, ale większość została spalona – mówi prezes Stowarzyszenia Rodziny Ponarskie. Szacuje się, że spalono ponad 60 tysięcy ciał, a prochy rozsypano w lesie ponarskim.
– Do 1985 roku Ponary były całkowicie zapomnianym miejscem. Dowiedziałam się, że na początku lat 50. Polacy tam mieszkający postawili krzyż, który w 1952 r. władze sowieckie zniszczyły. Żydzi upomnieli się w 1985 r. o pamięć o Ponarach i wtedy ten teren częściowo uporządkowano, niektóre doły odkopano, oczyszczono. Po tym, jak Żydzi postawili swój pierwszy pomnik, Polacy postawili 10-metrowy drewniany krzyż i pomnik z napisem, komu to poświęcone. W październiku 2000 roku doszło do oficjalnego otwarcia kwatery polskiej. To była wielka uroczystość. Był batalion polsko-litewski, ówczesny minister obrony, Bronisław Komorowski, byli żołnierze AK, Polacy z Wileńszczyzny – mówi M. Wieloch.
W liście, który odczytano podczas uroczystości, premier Jerzy Buzek napisał tak: „Stajemy dziś wobec trudnej prawdy Ponar, prawdy przez wiele lat przemilczanej i zapomnianej. Obok kłamstwa katyńskiego istniało przez lata kłamstwo Ponar – jakże tragiczna śmierć i ofiara, której wielu nie chce dziś pamiętać. Zbrodnia, która została dokonana w Ponarach stanowi dla nas Polaków także trudny dylemat w stosunkach między narodem polskim i narodem litewskim. Nie możemy udawać, że mordu dokonali nieznani sprawcy. W większości są oni znani z imienia i nazwiska.” Choć minęło 15 lat, jego słowa wciąż pozostają aktualne. Do dziś nie osądzono większości sprawców (ujęto ok. 20, a mordowało kilkuset Litwinów), a Litwini wciąż nie powiedzieli najważniejszego: „Przepraszam”.
– Prezydent Brazauskas przeprosił Żydów w Izraelu, ale wiemy, że wtedy nie było państwa Izrael. Ofiary były obywatelami II Rzeczpospolitej. Nadal czekamy. Ponieważ trudno przebić się z informacjami o zbrodni, staramy się umieszczać tablice pamiątkowe. Są fundowane przez nas, osoby prywatne, Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej. Można mówić o nim i myśleć różne rzeczy, ale to z polecenia Radosława Sikorskiego powstała w IPN broszura o zbrodni ponarskiej, która została przetłumaczona na angielski i litewski. Zorientował się, że jego pracownicy, ambasadorowie, przedstawiciele konsulatu nic o Ponarach nie wiedzą. Tę broszurę można znaleźć np. na stronie ministerstwa spraw zagranicznych. Ukazała się w 70. rocznicę rozpoczęcia mordów w Ponarach. Staramy się o drugie jej wydanie. Niestety, historii Ponar nie ma w programie nauczania w polskich szkołach i nasze starania na razie nic nie dały. Podejmiemy je od nowa.
Link do artykułu: