Kto przechowa pamięć o zbrodni ponarskiej?
Nasz Dziennik, 2010-05-16
Kiedy pod koniec czerwca 1941 r. Sowieci uciekali w popłochu z okupowanego Wilna, polska ludność miasta odetchnęła z ulgą. Planowana na następne dni wielka deportacja wilnian na Sybir nie doszła już do skutku.
Niestety, już w lipcu 1941 r. nastały nie mniej okrutne niemieckie „porządki”. Zaczęła się eksterminacja obywateli polskich – Żydów i Polaków żydowskiego pochodzenia. Niemcy „dojrzewali” właśnie do „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, co nastąpiło niebawem po złowrogiej konferencji w Berlinie – Wannsee 20 stycznia 1942 roku. Niemiecki oberzbrodniarz Reinhard Heydrich został upoważniony do poczynienia „wszelkich niezbędnych przygotowań do globalnego rozwiązania kwestii żydowskiej na europejskim obszarze wpływów niemieckich”.
Podwileńską wieś Ponary, wspominaną jeszcze przez Adama Mickiewicza jako idylliczną, spokojną, Niemcy wybrali na miejsce wielkiej zbrodni. Jeszcze za czasów sowieckiej okupacji wykopano w ponarskim lesie wielkie doły o średnicy do 34 m i głębokości 4 metrów. Sowieci zamierzali tam umieścić zbiorniki z paliwem. Te wielkie doły „pomysłowi” Niemcy (Wir haben eine Idee…) postanowili wykorzystać jako gotowe groby. Tak zaczęła się trzyletnia wielka zbrodnia, w której niezwykle aktywnymi i gorliwymi pomocnikami Niemców byli Litwini – policjanci i członkowie bandyckiej formacji Ypatingas Bu-rys („strzelcy ponarscy”), która formalnie była specjalnym oddziałem Sicherheitsdienst (SD), czyli niemieckiej policji bezpieczeństwa. To byli zbrodniarze wykazujący się szczególnym okrucieństwem, zapamiętanym przez wielu świadków. Litwini budowali swą „szczęśliwą przyszłość” na potędze Rzeszy i chcieli pokazać, że zasłużyli na zaufanie i uznanie Niemców.
Śmierć w walce
Poza Żydami w ponarskim lesie zbrodniarze zamordowali też wielu Polaków. Zmarła niedawno Helena Pasierbska, prezes Stowarzyszenia Rodzina Ponarska, podkreślała przy każdej okazji, że był to inny rodzaj śmierci. O ile Żydów mordowano w ramach wielkiego planu eksterminacyjnego i byli oni ofiarami tych zbrodniczych pomysłów, o tyle śmierć Polaków miała wymiar heroiczny. Nie były to bowiem przypadkowe ofiary, lecz ludzie, którzy w sposób świadomy podjęli walkę z okupantami o niepodległy byt Narodu: konspiratorzy z Armii Krajowej, z młodzieżowej organizacji Związek Wolnych Polaków, wspierający konspirację w różny sposób ideowi Polacy, głównie ludzie młodzi. Osobną kategorię stanowili zakładnicy, często wybitni przedstawiciele polskiej inteligencji, których śmierć była przejawem ślepej zemsty Niemców i Litwinów za polską konspirację niepodległościową. W ten sposób zginęli światowej sławy lekarz, jeden z prekursorów onkologii, dziekan Wydziału Lekarskiego USB dr Kazimierz Pelczar, aktor Tadeusz Lothe, mąż wybitnej aktorki Wandy Stanisławskiej-Lothe, profesor prawa skarbowego na USB w Wilnie Mieczysław Gutkowski, znany wileński adwokat Mieczysław Engel i inni.
Helena Pasierbska szacowała, że w ponarskim lesie Niemcy i Litwini zamordowali około 70 tysięcy Żydów i Polaków żydowskiego pochodzenia oraz około 16-20 tysięcy Polaków. Polacy, zanim zginęli w Ponarach, przechodzili prawdziwą golgotę w gmachu gestapo przy ulicy Ofiarnej w Wilnie oraz w więzieniu na Łukiszkach. Jako konspiratorzy byli poddawani ciężkiemu śledztwu, próbowano z nich wydobyć informacje o polskim podziemiu niepodległościowym. Litewska policja polityczna Sauguma była w tych działaniach nie mniej okrutna niż gestapo.
Do największej zbrodni na Polakach doszło w Ponarach 12 i 13 maja 1942 roku. Niemcy i Litwini aresztowali wcześniej około 90 młodych ludzi ze Związku Wolnych Polaków, utworzonego jeszcze za czasów sowieckiej okupacji i prześladowanego przez NKWD. Kiedy do Wilna weszli Niemcy, organizacja liczyła już ponad 1500 młodych Polek i Polaków. Ich przywódcą był niespełna 21-letni Jan Kazimierz Mackiewicz, używający znamiennego pseudonimu „Konrad”. Po ciężkim śledztwie został zamordowany wraz ze swymi koleżankami i kolegami. Stowarzyszenie Rodzina Ponarska ogłosiło 12 maja Dniem Ponarskim.
Zbrodnie w Ponarach zajmowały cały czas kierownictwo Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej. Niestety, brak było militarnych możliwości przeciwstawienia się dalszym mordom, mimo znaczącej siły wileńskich brygad AK. Znane są liczne odezwy i deklaracje w tej sprawie. We wrześniu 1943 r. wileńska AK wydała ulotkę, w której pisano: „Zbiry niemieckiego Gestapo i litewskiej Saugumy dokonały nowej potwornej zbrodni na żywym ciele Narodu Polskiego, nękanego od czterech lat ciągłymi ofiarami krwi i życia (…). Krew niewinnych ofiar masowego terroru będzie pomszczona. Dziś uchylamy nasze bojowe sztandary, oddając cześć ich męczeńskiej śmierci, i żegnamy ich w skupieniu i powadze, z zaciśniętymi pięściami, bez lamentów i skarg, jak na walczący naród przystało.
Za śmierć czcigodnych obywateli polskich odpowiedzialnych czynimy w równej mierze Niemców, jako rozkazodawców, i Litwinów, wysługujących się okupantowi, jako inspiratorów i wykonawców. Wszystkich winowajców dosięgnie ręka karzącej sprawiedliwości, gdzie by się nie ukryli. W razie powtórzenia się dalszych aktów krwawego terroru lub stosowania zasady zbiorowej odpowiedzialności wobec ludności polskiej zostaną zastosowane, w drodze represji, w stosunku do przebywających tutaj rodzin niemieckich takie środki odwetowe i w takim nasileniu, jakie polskie Kierownictwo Walki Podziemnej uzna za wskazane i celowe (…)”. Tej groźby wileńska AK nigdy nie spełniła. W obawie przed masowym terrorem niemieckim? A może dlatego że Polacy – w przeciwieństwie do Niemców i Litwinów – nie mieli do takich zadań dostatecznego „zamiłowania”?
Wstyd było umrzeć śmiercią naturalną…
W środę, 12 maja – w Dniu Ponarskim – odbyło się w Sopocie spotkanie członków Stowarzyszenia Rodzina Ponarska oraz Klubu Historycznego im. gen. „Grota”, afiliowanego przy IPN. Było to pierwsze spotkanie Rodziny Ponarskiej od śmierci jej charyzmatycznej organizatorki i przywódczyni Heleny Pasierbskiej. Teraz Rodziną Ponarską kieruje dr Maria Wieloch z Gdańska, córka Stanisława Wielocha z wileńskiej AK, kierownika siatki wywiadowczej na linii Dyneburg – Wilno, zamordowanego w Ponarach 18 lutego 1943 roku.
Wystąpienie dr Wieloch poprzedził wykład dr. hab. Eugeniusza Koki z Uniwersytetu Gdańskiego o polityce wschodniej Marszałka Józefa Piłsudskiego. W ten sposób organizatorzy pragnęli uczcić 75. rocznicę śmierci Marszałka. Wspomniano również gen. Władysława Andersa, który umarł także 12 maja 1970 r. w Londynie. Zebrani pomodlili się za dusze śp. Marszałka, generała, za Helenę Pasierbską, za zamordowanych w Ponarach oraz za ofiary tragedii smoleńskiej z 10 kwietnia.
Maria Wieloch nie potrafiła ukryć wzruszenia, choć tyle lat minęło od śmierci jej ojca. Może także dlatego że najbardziej wzruszające pamiątki ponarskie to grypsy więzienne Stanisława Wielocha, pokazujące nadzwyczajną potęgę ducha tego niezwykłego człowieka. W jednym z grypsów pisał do żony Zofii: „Wszelka filozofia, idea, bez korzeni wyjściowych z życia i bez zastosowania w życiu – to puste frazesy. Chrystus objawił nam swą filozofię pozagrobową, aby nam tutejsze ciężkie życie ułatwić. Ideowiec nie załamie się nawet pod muszką karabinu, bo wie, że tak czy inaczej umrzeć musi. Doprawdy, w dzisiejszych czasach wstyd byłoby umrzeć śmiercią naturalną… Wstyd przed przyszłemi pokoleniami, które kochać Ojczyznę uczyć się będą po naszem życiu – jak my na życiu naszych przodków, którzy na przykład w powstaniach ginęli, zdawałoby się bezcelowo. Krew zawsze wydaje plony. Śmierci się nie boję, ale chcę żyć, jak każdy ideowiec. Żyjąc bowiem, mogę coś jeszcze zrobić. Pracując dla idei, muszę tkwić korzeniami w życiu, bo tylko idea życiu bliźnich służy. Dlatego każdy winien w każdych warunkach tworzyć w sobie i wokół siebie atmosferę życia normalnego, aby normalnie czuć i normalnie myśleć. Nawet w celi, oczekując najgorszego, można i należy stworzyć atmosferę życia normalnego. Tak jest u mnie. Tak będzie u Ciebie, bo jesteś człowiek, mocny człowiek, a przy tem matka i Polka. Nie złamiesz się, takie jest moje przekonanie. Żyj normalnie”.
Maria Wieloch przyniosła ze sobą Nowy Testament – egzemplarz, który był przy jej ojcu w więziennej celi aż do wywiezienia na śmierć. To było źródło jego siły.
Powrót na Ponary
„Powrót na Ponary będzie wiecznym powrotem każdego współczesnego pokolenia Polaków do miejsca, które stało się znakiem najszlachetniejszej duchowości, wniesionym do dziedzictwa kultury jako znak wyraziście polski” – pisała kiedyś Barbara Jedynak w „Rocie”. Czy tak jest? To, zdaniem Marii Wieloch, zależy od odpowiedzi, jakiej udzielimy na pytania postawione niegdyś Polakom przez Marszałka Piłsudskiego: Co z przyszłością? Kto będzie pamiętać? Kto uszanuje ofiarę? Wokół tych pytań dr Wieloch osnuła swoje wystąpienie.
Na pierwsze pytanie Marszałka odpowiedzieli ci, którzy podjęli walkę o wolną Polskę i zginęli w Ponarach – za to właśnie, że byli Polakami. Pamięć o tym, iż w nierównej walce zwyciężały nie tak dawno Legiony Piłsudskiego, dodawała im siły w czasie pobytu na Łukiszkach i na Ofiarnej. Zginęli najlepsi i najszlachetniejsi przedstawiciele Narodu: uczniowie, absolwenci renomowanych gimnazjów i liceów wileńskich, gdzie otrzymali niepowtarzalną, patriotyczną formację; żołnierze Armii Krajowej; zakładnicy – kwiat inteligencji polskiej.
Jak w Katyniu
„Technika” zbrodni ponarskiej przypomina zbrodnię katyńską, tylko w jeszcze większym natężeniu. Do ludzi stojących lub klęczących, często ze związanymi do tyłu rękoma, strzelano nad dołem w tył głowy. Kiedy olbrzymie doły śmierci były już pełne, a fetor rozkładających się ciał nie do wytrzymania dla zabójców, zarządzono palenie ciał. Od grudnia 1943 r. do kwietnia 1944 r. spalono około 60 000 ciał zamordowanych ludzi.
Testament młodzieży
Za testament młodzieży ponarskiej pani Maria Wieloch uważa gryps przekazany przez zmaltretowanego po torturach Leonarda Kowalewicza do alumna Seminarium Duchownego w Wilnie Piotra Wróblewskiego: „Jeśli ci się uda wydostać z więzienia, powiedz naszym bliskim i krewnym, że otrzymaliśmy wyroki, byliśmy torturowani, lecz nikt nikogo nie zdradził. Bóg to widzi. Zachowaliśmy się godnie. Wyrok śmierci nie pokonał żadnego z nas. Solidarni i świadomi wagi chwili, oddajemy życie za Boga i Ojczyznę. Wierzymy, że to, o co walczyliśmy, nie zginie. Sprawę podejmą inni. Polska powstanie wolna i niepodległa. Powiedz to innym. Wierzymy, że naszym życiem i naszą śmiercią rozporządza Opatrzność, więc jesteśmy spokojni i ufni”. Leonard Kowalewicz został zamordowany 12 maja 1942 roku. To także dla niego jest ten Dzień Ponarski.
„Młodzież ponarska wyrosła w domach o bogatej tradycji kultury i obyczaju. Z polskich książek uczyła się honoru, dumy, odwagi i niezgody na przemoc” – zauważyła Maria Wieloch. Przywołała m.in. postać Janka Mackiewicza i przypomniała jego ostatni, wierszowany gryps: „Trzy znam ja prawdy, oto one: Ojczyzna, Naród, Chrystus Król. Choć umęczone ciało skona, sam duch zwycięży poświst kul”.
Pani Maria Wieloch mówiła też o dzielnych kapłanach wileńskich. Ksiądz Romuald Świrkowski był żołnierzem AK. Po torturach w więzieniu został zamordowany razem z grupą młodzieży 5 maja 1942 r. w Ponarach.
Kto będzie pamiętał?
– pytała pani Wieloch za Marszałkiem Piłsudskim. Rodzina Ponarska pamięta, są tablice pamiątkowe i pomniki w Szczecinie, Koszalinie, Słupsku, Gdyni, Gdańsku, Olsztynie, Ełku, Białymstoku, Poznaniu, Bydgoszczy, Warszawie, Łodzi, Skarżysku-Kamiennej, Lublinie, Wrocławiu, Opolu. W sobotę, 15 maja, zostanie otwarte i poświęcone Oratorium Wileńskie w Martyrologium Narodu Polskiego w sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Kałkowie-Godowie, z tablicą ponarską. Za ludobójstwo Żydów w Ponarach prezydent Algirdas Brazauskas przepraszał już przed laty w Izraelu. A przecież ci Żydzi byli obywatelami polskimi – zauważyła pani Maria Wieloch. Za zamordowanych Polaków nikt nie przepraszał.
Trudno się dziwić, że nas nie szanują i lekceważą. W uchwale Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z 17 września 2008 r. w sprawie upamiętniania ofiar Golgoty Wschodu napisano: „Pamiętać winniśmy przede wszystkim o ludziach, którzy padli ofiarą tamtejszego czasu, zarówno o tych, którzy zginęli i których zamordowano, jak i o tych, którzy przeżyli, doznawszy niewyobrażalnych prześladowań i cierpień. Pamiętamy o ofiarach zbrodni katyńskiej, o wywózkach w głąb Związku Sowieckiego, o przymusowej, wyniszczającej pracy w łagrach, o zbrodniach popełnionych w celach Łubianki, Łukiszek i Brygidek, o poszukiwanych do dzisiaj ofiarach tzw. obławy augustowskiej z 1945 r., o kaźni polskich Żydów od Ponar po Bykownię, o ofiarach dramatycznych mordów na tle narodowościowym od Wołynia po Święciany. Pamiętamy o nich i o ich rodzinach, które przez wiele lat doświadczały udręki związanej z koszmarem przeszłości”.
Jak widać, to nie zbrodniarze, tylko „tamtejszy czas” zabił naszych rodaków. A Ponary to tylko kaźń Żydów. Tę uchwałę podpisał marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Jego stryj, wówczas zaledwie 17-letni Bronek Komorowski, walczący o wolną Polskę w Związku Wolnych Polaków, zginął w Ponarach… Więc kto uszanuje ofiarę – jego i innych polskich ponarczyków?
* * *
Nie wszyscy sprawcy mordów zostali osądzeni. Do dziś zdołano zidentyfikować imiona i nazwiska 114 litewskich oprawców ze zbrodniczego oddziału „strzelców”. Po wojnie schwytano – na terenie Sowietów i Polski – tylko 20 zbrodniarzy. Jeden z nich, Jonas Barkauskas, rozpoznany został dopiero w 1973 roku. Pracował w Teatrze Wielkim w Warszawie jako muzyk Jan Borkowski… Podczas śledztwa zeznał, że nie żałuje tego, co robił w czasie wojny. Został skazany na karę śmierci, zamienioną na 25 lat więzienia. Wielu jego kolegów zbiegło na Zachód, niektórzy żyją tam do dziś.
Najgorsze jest to, że dla wielu Litwinów zbrodniarze z Ponar byli bohaterami walki o niepodległość Litwy! Tymczasem naiwny Polak wyobraża sobie, że od czasów bitwy pod Grunwaldem mamy w Litwinach wielkich przyjaciół. Polityczna poprawność nie pozwala nam myśleć inaczej, nie pozwala zbyt głęboko dociekać prawdy. Więc jeszcze raz wraca pytanie: kto w przyszłości będzie pamiętał o Ponarach?
Piotr Szubarczyk, IPN Gdańsk