Tadeusz Sokołowski <sokol47@wp.pl>

Moje wspomnienia Sierpniowy poranek 1936 roku w Wilnie, ówczesnym polskim mieście ujrzałem świat który w tym czasie był dla mnie obojętny.

Rodzina mojej mamy była duża i wszystkich doskonale pamiętam, mieszkali we wsi Ponary niedaleko miejsca kaźni, natomiast ojca to byli dwaj bracia Leon i Bolesław, którzy zaginęli w zawierusze drugiej wojny i ich w ogóle nie widziałem, natomiast siostrę Aleksandrę zobaczyłem w 1956 roku kiedy odnaleziona została przez ojca po wojnie i mieszkała w Moskwie. Moje lata niemowlęce pamiętam tylko z opowiadań moich bliskich.

W tym czasie moja dalsza ciotka /córka brata mego dziadka/ powiła syna niemalże w tym samym dniu, tak że moja matka niejednokrotnie zostawiała mnie pod jej opieką. Często ciotka próbowała nakarmić mnie swoją piersią, której za nic w świecie nie chciałem wziąć do swych ust. Rozwijałem się prawidłowo choć nie byłem rozpieszczany przez swych rodziców. Ojciec pracował na kolei, pilnując jako strażnik dobytku swego pracodawcy, a matka dorabiała szyciem na nasze utrzymanie. We wrześniu 1939 r. miasto wraz z Ponarami dostało się w ręce armii radzieckiej, a w lipcu 1941 zajęli je Niemcy hitlerowskie i ten okres do wyzwolenia chcę opisać. Po zajęciu Wilna i jego okolic przez wojska niemieckie rozpoczęła się okupacja a wraz z nią trudności i kłopoty miejscowej ludności. Mego ojca Niemcy zabrali do pociągu tzw. „Baucugu” mieszkańcy którego pod dozorem niemieckich żołnierzy naprawiali tory kolejowe uszkadzane przez partyzantkę. Ja do ukończenia 7-miu lat czyli do 1943 r. bawiłem się z rówieśnikami między innymi rozminowując teren ogrodzenia baraków wojskowych, kwatery pilnujących tunelu pod górą Ponarską linii kolejowej do Wilna /tunel stoi do dnia dzisiejszego, lecz linia kolejowa do Wilna zbudowana jest na nowo omijając go/. Zabawa polegała na tym, że w dużej trawie i zaroślach okalających ten teren pomiędzy dwoma rzędami zasiek z drutu kolczastego zaminowany był płytko zakopanymi w pudełkach drewnianych trotylem. Uzbrojone one były spłonkami i z ebonitu wykonanymi zapalnikami z przytwierdzonym drutem, który oparty był na niskich kołkach na całej długości ogrodzenia. Ogrodzenie oddalone było od pilnowanego baraku około 50 metrów. My, chłopcy mający zaledwie 6/7 lat nie zdając sobie sprawy z podwójnego zagrożenia podpełzaliśmy w tej trawie za pierwsze ogrodzenie znajdując zakopaną skrzynkę i powoli odkręcając drut z zapalnika wykręcaliśmy go, a następnie po wyjęciu spłonki bezpieczny trotyl lądował w woreczku. Trotyl za cukierki przekazywany był miejscowej AK-owskiej partyzantce, a nadwyżki lądowały w domowych skrzynkach do palenia pod kuchnią, natomiast spłonki służyły nam do zabawy, gdyż wrzucane do ogniska robiły „huk” nie do opisania. Ta zabawa trwała do 1943 roku.

Rodzina Państwa Kałmyków

W 1943 r. rozpocząłem edukację szkolną w pierwszej klasie szkoły powszechnej w Ponarach, w której stacjonowali oficerowie nieznanego nam do pewnego czasu miejsca, w którym przygotowano miejsce straceń po bazie paliw budowanej przez Rosjan. Pewnego letniego poranka w czasie pierwszej przerwy lekcyjnej dzieci bawiące się na placu zaczęły się wspinać na występ cegielny pod kuchennym oknem zaglądając co dzieje się w środku. Ja byłem jednym z nich. W czasie gdy zaglądnąłem przez otwarte okno zobaczyłem golącego się brzytwą poprzednio widzianego w niemieckim oficerskim mundurze mężczyznę. W czasie podglądania wylał na mnie mydliny z kubka a ja krzyknąłem „Ty cholerny hitlerowcu” i rękoma wycierałem z twarzy mydliny. Nie spodziewałem się że za chwilę zostanę uderzony, po czym upadłem na ziemię i nie pamiętam co się dalej działo. Obudziłem się w klasie, gdzie nauczycielka i koledzy z koleżankami umyli mi twarz i po jakimś czasie odprowadzili mnie do mojej ciotki, która mieszkała niedaleko szkoły a wiedziałem że będzie tam moja mama, która mnie nie poznała. Mama zawiozła mnie do szpitala w Wilnie, lekarz/Polak który mnie leczył, zabronił mamie komukolwiek zgłaszać o tym wypadku. Później dowiedzieliśmy się, że ten Niemiec po skatowaniu mnie wpadł do gabinetu dyrektora szkoły, który był Litwinem krzycząc do niego „jak Ty wychowujesz dzieci!”. Niemiec nie był w mundurze ani też nie miał pasa z bronią, bo gdyby ją miał już mnie nie byłoby na tym świecie. Dowiedzieliśmy się również że na placu przed szkołą po uderzeniu mnie w głowę ja upadłem na ziemię a On mnie kopal nogami/ na których miał buty oficerki/, do chwili kiedy z moich uszu poszła krew. Przestał, myśląc że już nie żyję. Po tym wypadku skończyła się moja edukacja szkolna do roku 1945. W Ponarach mieszkała moja ciotka – siostra mej mamy, o której wyżej pisałem wraz z dwoma synami. Rysiek urodzony w 1933 r. a drugi Jurek w 1941 o nazwisku Bykowscy. Ich ojciec w tym czasie był wywieziony przez Rosjan na Syberię a po ogłoszeniu amnestii wstąpił do polskiej armii i zakończył swą tułaczkę pod Berlinem. Rysiek często był gościem w naszym domu, a mieszkaliśmy w Ponarach przy pl. A. Mickiewicza, numeru nie pamiętam, ale budynek posadowiony był jako drugi od bocznicy kolejowej przy której stawiane były wagony z przywożoną ludnością do miejsca straceń. Byli to Żydzi, Polacy i ludność innych narodowości. Pewnego dnia, gdy był u nas z matką i Jurkiem Niemcy znanym nam zwyczajem przez megafony ogłosili, by mieszkańcy pod groźbą śmierci zeszli do piwnic i w żadnym wypadku nie wychodzili i nie otwierali drzwi do czasu odwołania alarmu. Rysiek, jako starszy zatrzymał mnie, by ukradkiem przez okno w moim pokoiku spoglądać co się wydarzy za nim. No i byliśmy świadkami rozładunku transportu, ustawiania ludzi w kolumny i pod karabinami prowadzenia ich na drugą stronę torów przez przejazd kolejowy do lasu. Niektórzy z nich ratowali się ucieczką a strażnicy /Litwini – szaulisi/ ubrani początkowo w zielone mundury, mając na głowach czapki z oznaką trupiej czaszki strzelali do uciekających, wielu z nich zostało zabitych przy lub na ogrodzeniu naszego domu. Po odprowadzeniu kolumny, zabitych ładowano na ciężarowy samochód wywożąc w tym samym kierunku. Ten widok pomimo mojego młodego wieku utrwalił się w mej pamięci zostanie ze mną do końca. Te działania trwały do lipca 1944 roku. Po wyzwoleniu Wilna i również Ponar, mój ojciec po powrocie z niewoli rozpoczął pracę na stacji kolejowej w Ponarach. Między innymi, kolejarze mogli wejść na teren tego obozu śmierci, więc ojciec może bezwiednie to robiąc, zabrał mnie na ten teren. Pamiętam, że widziałem niedopalone stosy ciał przekładanych kłodami z drewna i również przygotowane do spalenia. Brrr…. ten widok na pewno zostanie w mej pamięci.

W maju 1945 roku otrzymaliśmy dokument pod nazwą „Karta ewakuacyjna” i wagonem towarowym z siostrą i dwoma mymi kuzynami wyruszyliśmy do Polski. Przed odjazdem z Jurkiem zaśpiewaliśmy „Żegnaj Wilno me kochane…..”, a ludzie i członkowie naszej rodziny stojący przy torach, zapłakali. Po postojach na różnych stacjach i zmianach celu naszej tułaczki, wagon nasz trafił do miejscowości o nazwie Zbąszynek. Pamiętam jadłem z drzewa czerwone i żółte czereśnie.

 

Odwiedziny w Ponarach.

Po 72 latach od wyjazdu z miejsca mego urodzenia i zamieszkania do 1945 roku, postanowiłem wraz z synem, synową i ich 10-letnią córką odwiedzić me rodzinne strony tzn. miasteczko o już znanej nazwie Ponary (obecnie dzielnica Wilna). Wybrałem się na wycieczkę z centrum Wilna minibusem firmy turystycznej „Discover Lithuania” wraz z ich przewodnikiem. Trasa wycieczki obejmowała Ponary – miejsce kaźni i zamek w Trokach.
Po przyjeździe do Ponar nie poznałem mego miasteczka. W miejscu, w którym stał nasz domek, wybudowano ogromną ilość torów kolejowych jak również zmieniono trasę kolei do Wilna, która poprzednio prowadziła przez tunel. Ale najważniejsze, nie poznałem miejsca w którym mordowano niewinnych ludzi.
W roku 1945 po powrocie ojca z przymusowych robót razem z nim zwiedzałem to miejsce. W tym czasie kolejarze mogli wejść na ten teren pilnowany przez żołnierzy radzieckich. Obecnie teren jest uporządkowany, znikło jego ogrodzenie, brakuje baraków i innych zabudowań, natomiast jest budynek mini-muzeum, kilka odtworzonych dołów śmierci oraz kilka miejsc pamięci, a wszystko to połączone asfaltowymi dróżkami przy których stoją latarnie oświetlenia ulicznego, tego w tym czasie co pamiętam nie było. Cały teren oraz spacer po nim, zrobił na nas ogromne przygnębiające wrażenie. Odżyły wspomnienia tamtych dni, tym bardziej po rozmowie z opiekunem mini-muzeum jak również z przewodnikiem. Razem z synem, synową i moją wnuczką w kwaterze polskiej położyliśmy kwiaty oraz zapaliliśmy znicze, które przywieźliśmy z kraju. Myślę że jest to lekcja historii nie tyle dla mnie, lecz dla młodszych, którzy znają ten okres z przekazu, nie zawsze właściwego.
Wizyta w Ponarach była krótka, dlatego postanowiliśmy wracając do kraju w niedzielę 18 czerwca b.r. ponownie je odwiedzić, lecz już naszym samochodem. Zatrzymując nasz samochód przed kładką nad torami przez którą zeszliśmy na drugą stronę torów do miejsc, które moim chciałem pokazać jaką drogą prowadzono ludzi do lasu na ostatnią w ich życiu podróż. Przejazdu kolejowego i budki dróżnika już nie ma, a w jego miejscu zbudowano kładkę, z której jest widok na rozległy teren leśny, na którym dobudowano kilkanaście domków a nawet bloków mieszkalnych. Dawny plac, przy którym mieszkałem porośnięty jest drzewami i krzakami, a w miejscu gdzie stał nasz dom rozpościera się widok na tory kolejowe. Zupełnie inne miasteczko jakie zapamiętałem z okresu mego dzieciństwa. Kto będzie chciał zobaczyć gdzie byliśmy w czasie naszej podróży zapraszam do odwiedzenia stron pod tym linkiem: https://www.youtube.com/channel/UCvjWvxB0KiRQzznoRzoFe8g

Tadeusz Sokołowski z Bornego Sulinowa.

 

Zdjęcie z kładki nad torami domki zbudowane po wojnie
Tablica Memoriał Ponarski
W miejscu gdzie stoją wagony/cysterny były bocznice kolejowe na które przywożone były pociągi/wagony z ludźmi prowadzonymi koło naszego domu na miejsce kaźni. Niektórzy ginęli, zastrzeleni przy próbie ucieczki. Mordu dokonywało komando „szaulisów”, po zakończeniu, samochód ciężarowy zabierał zwłoki wywożąc je do lasu
Tablica informacyjna w Ponarach
Kwatera Polska 1941-1944
Jeden z dołów śmierci
1 Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podaj poprawną odpowiedź !