Droga do Ponar rodziny Tobjaszów-Warachowskich
Bolesne powroty do Wilna…
Powroty do Wilna dla pani Renaty Buśko, obecnie mieszkającej w Olsztynie są niewymownie trudne. Tutaj, w Ponarach został zamordowany jej ojciec Józef Tobjasz oraz wujek Przemysław Warachowski. Są obok siebie na liście straceńców sporządzonej przez wileńskie gestapo w dniu 27 listopada 1942 roku.
Pierwszego września tego roku pani Renata razem z wieloma innymi byłymi wilniukami, mieszkającymi obecnie w Polsce, znów przyjedzie do Wilna, aby wziąć udział w uroczystości odsłonięcia tablicy pamięci pomordowanych w Ponarach. Należy do grona ludzi zrzeszonych w Stowarzyszeniu „Rodzina Ponarska”, a rozrzuconych po całej niemal Polsce. Rodziny ofiar największej kaźni na Kresach Wschodnich żyją z myślą, że kiedyś nastąpi taki czas, gdy prawdziwy obraz tej kaźni i jej sprawcy zostaną bez niedomówień ujawnieni.
Mogłam podzielić Ich los…
Temu całe swoje życie poświęciła niedawno zmarła Helena Pasierbska z domu Stempkowska, pedagog, pisarka, działaczka społeczna, która ponad 20 lat poświęciła badaniom problemów związanych z Ponarami. Uważa to za „zobowiązanie wobec moich kolegów i koleżanek, którzy ponieśli przedwczesną śmierć, podczas gdy ja pozostałam, pomimo że mogłam podzielić Ich los…”
Renata miała 12 lat, gdy poznała Helenę Stempkowską. To na ręce wuja Teodora Gorta w obecności ojca Renaty Helena składała przysięgę żołnierza AK. Składali przysięgę w tym patriotycznym domu również inni chłopcy i dziewczęta, którzy przeszli szlak bojowy żołnierza polskiego podziemia wileńskiego.
Mieszkanie to znajdowało się nad Wilenką przy ulicy Połockiej. Ojciec rodziny, absolwent Uniwersytetu Stefana Batorego, prawnik wileński Józef Tobjasz, od pierwszych dni wojny 1939 roku rozumiał, że niezbędna jest walka polskiego podziemia. Zapoczątkował działalność konspiracyjną rodziny Tobjaszów-Warachowskich wujek pani Renaty Teodor Gorta, dyrektor Liceum Handlowo-Administracyjnego w Wilnie, który włączył się do działalności swych uczniów w Związku Wolnych Polaków. „Byłam mimowolnym świadkiem tego, jak mój brat Stefan Tobjasz, uczeń klasy II Liceum im. J. Śniadeckiego prosił wuja Teodora, by przyjął całą klasę do konspiracji. I chociaż w zasadzie wuj był przeciwko kolektywnemu przystępowaniu do konspiracji, jednak obiecał chłopakom pomóc” – wspomina pani Renata. Istotnie, wielu uczniów tej klasy było żołnierzami i łącznikami w AK.
Ślad po nim zaginął…
Wkroczenie do Wilna wojsk sowieckich w czerwcu 1940 roku nie przerwało konspiracyjnej działalności rodziny, co niestety, nie uszło uwagi NKWD. Wiosną 1941 Teodor został aresztowany i osadzony na Łukiszkach, gdzie przebywał aż do 22 czerwca. Ostatnim pociągiem z Wilna został wywieziony na wschód i ślad po nim zaginął. Pozostałą rodzinę od wywózki uratował wybuch wojny sowiecko-niemieckiej. Niemcy po wkroczeniu do Wilna częściowo ujawnili dokumenty NKWD, z których wynikało, że cała rodzina przeznaczona była do wywózki do końca czerwca 1941 roku.
Walki nie przerwano…
Jednego okupanta zmienił drugi okupant. Walkę konspiracyjną rodziny kontynuowała ciotka pani Renaty Bożena Gorta, która prowadziła dokumentację akowską, natomiast drugi wuj Przemysław Warachowski oraz Józef Tobjasz nadal działali w strukturach Państwa Podziemnego, związani byli z komórką legalizacyjną, o czym pani Renata dowiedziała się już będąc w Polsce, w Olsztynie. Przemysław był oficerem (pseudonim „Witeź”) i prowadził często odprawy łączników, kolportaż prasy podziemnej. W mieszkaniu na Połockiej pojawiały się jakieś paczki, które potem w tajemniczy sposób znikały. Była to broń, amunicja, inne rzeczy, przeznaczone dla oddziałów AK.
Rodzina starała się dwunastoletnią Renatę odizolować od działalności podziemnej, ale dziewczynka doroślała i coraz więcej rozumiała. Do jej obowiązków należał kolportaż prasy podziemnej, przenoszenie meldunków, ale tylko do domów dobrze znanych, do znajomych uczennic ojca i wujka. „Na odprawy przyjeżdżali także łącznicy spoza Wilna. Pamiętam dobrze jednego z nich, Bolesława Skoczkowskiego z Nowej Wilejki. Po jego aresztowaniu żona przyjeżdżała do nas i razem z moją mamą szykowały paczki do więzienia. Skoczkowski został aresztowany razem z moim ojcem i wujem” – opowiada pani Renata Buśko.
Okres „łukiski”…
Kres działalności konspiracyjnej rodziny przerwało gestapo w nocy z 22 na 23 kwietnia 1942 roku. Sądzono, że wpadkę spowodowała przedłużająca się odprawa łączników, jednak w rzeczy samej, jak się okazało, wśród nich był zdrajca.
„Aresztowano mego ojca, wuja, a po kilku godzinach ciocię Bożenę. Dla mojej mamy i dla mnie rozpoczął się okres „łukiski”, kiedy naszym najważniejszym zajęciem było zdobywanie żywności, szykowanie trzech paczek dwa razy w tygodniu i przekazywanie ich do więzienia. Więzienie było przepełnione, kolejki ogromne, a kilka razy zdarzało się, że nie przekazałam ich w ogóle. O godz. 19 okienko zamykano, pod murem zostawała gromadka zrozpaczonych kobiet, lecz służalczy Litwini byli głusi na nasz płacz i nasze prośby. Zresztą, policjanci litewscy urozmaicali sobie czas swoistymi zabawami i szykanami w stosunku do kobiet i dzieci, stojących wiele godzin pod murami więzienia, aby dla najbliższych przekazać niezbędne rzeczy”.
Nikogo nie wydali…
Ostatnią paczkę Renata Tobjasz zaniosła 1 grudnia 1942 roku. Po trzech dniach poniosła kolejną paczkę z ciepłą odzieżą. Jednak paczki nie przyjęto i nikt wtedy nie wytłumaczył dlaczego. Tego dnia, 3 grudnia o świcie odbyła się egzekucja w Ponarach, podczas której wśród 15 akowców zostali straceni ojciec i wuj pani Renaty. Wiadomo, że obaj byli bestialsko torturowani, ale nikogo nie wydali, o czym pisze też w swej książce Helena Pasierbska.
Rodzina nadal nic nie wiedziała o ich losie, jedynie wywiad AK wiedział o tym, ale nie ośmielił się powiedzieć prawdy rodzinie. Najbliżsi żyli nadzieją, że ci kiedyś jeszcze wrócą…
Dopiero w latach 90. już w Polsce znajomy major powiedział, co się faktycznie stało, a dokument z Centralnego Archiwum Litwy potwierdził fakt zabójstwa w Ponarach.
Krystyna Adamowicz.