Wspomnienia Renaty Buśko

W 1939 r. miałam 11 lat i mieszkałam w Wilnie na ul. Połockiej. Było to duże 5-ci pokojowe mieszkanie z obszernym balkonem. Balkon wychodził na ogród, łagodnie opadający do brzegów Wilenki.

Lato tego roku było piękne, toteż cały sierpień spędziłam z Rodzicami w Druskiennikach. Szczególnie zapamiętałam stamtąd zakole Niemna i stojący na wysokim brzegu stolik i ławeczkę- ulubione miejsce marszałka Piłsudskiego. Miejsce to było ogrodzone, a na stoliku codziennie leżały świeże kwiaty.

Do domu wróciliśmy 30 sierpnia. Na stacji w Grodnie zobaczyliśmy niecodzienny widok- cały budynek dworca wypełniony był zmobilizowanymi poborowymi, śpiącymi pokotem na podłodze. W domu czekała na mojego Ojca karta mobilizacyjna – rankiem 1.IX Ojciec wyjechał do swojej jednostki.

Wojna – na razie wszystko było niby normalnie, a jednak nie było normalnie. Od razu zaczęły się trudności z zaopatrzeniem sklepów, nie można było kupić wielu rzeczy, np. cukru ( pamiętam o tym, dlatego, że herbatę słodziliśmy Mamy konfiturami ), a zajęcia w szkole po kilku dniach zostały zawieszone.

Nadszedł 17.IX i przerażająca wiadomość bolszewicy przekroczyli granicę. A Wilno leżało tak blisko granicy.

Rankiem 19 września gruchnęła wieść, że Wilno opanowały jakieś bandy – na ulicach pojawiły się gromady oberwańców, nędznie ubranych, boso, w gumiakach lub łapciach owiązanych sznurkiem, karabiny też były na sznurkach. Na mieszkańców padł blady strach. Jednak wkrótce okazało się, że jest to Armia Czerwona i że Wilno ma już okupanta.

Pierwsza okupacja!

Natychmiast rozpoczęła się totalna grabież. Wywożono dosłownie wszystko, przede wszystkim żywnośc, lecz także ubrania, meble, itd. Przed domem braci Jabłkowskich od rana stał sznur ciężarówek, ładowano wszystko po kolei ze sklepu i magazynów, po czym auta odjechały na dworzec, towar ładowano do oczekujących wagonów i wyładowane po brzegi pociągi ruszały na Wschód. W Wilnie zapanował głód!

Za Armią Czerwoną wkroczyły do Wilna wojska NKWD. Rozpoczęły się aresztowania i wywózki na Wschód. Okres ten nie trwał długo. Po podpisaniu paktu sowiecko-litewskiego Wilno zostało przekazane w darze ( wbrew prawom międzynarodowym) „niepodległej” Litwie i 28 października Litwini zajęli Wilno. Rozpoczęła się następna okupacja.

Druga okupacja! (litewska)

Ten okres przede wszystkim charakteryzował się przemożną chęcią natychmiastowego lituanizowania Wilna, co byłoby śmieszne, gdyby nie było tak uciążliwe. Znikły polskie napisy i szyldy. W urzędach obowiązywał język litewski, a ponieważ był to język o bardzo ubogim słownictwie, często dochodziło do komicznych sytuacji, kiedy to do polskiego słowa dodawano końcówkę –as ( np. pufikas, baras, bankas, uprzążas) i było to już słowo litewskie.

Do Wilna zaczęły przychodzić transporty żywności z Litwy i w niedługim czasie sklepy były już zaopatrzone. Niestety, Polacy nie mieli pieniędzy na kupno podstawowych artykułów, gdyż wymiana pieniędzy była bardzo ograniczona i niekorzystna dla Polaków. Sytuacja odwróciła się diametralnie, przedtem chodziliśmy głodni patrząc na puste sklepy, chociaż mieliśmy pieniądze, teraz chodziliśmy głodni patrząc na doskonale zaopatrzone sklepy, gdyż nie mieliśmy pieniędzy. Z konieczności, więc zaczęliśmy wyprzedaż naszych rzeczy, co spotkało się z dużym zainteresowaniem Litwinów i Litwinek, gdyz były to piękne rzeczy ( np. kostiumy, suknie wizytowe i wieczorowe mojej Mamy, itp. ) szły „jak woda”.

Nasz dom zaczął się zaludniać. Mieszkaliśmy razem z siostrą mojej Mamy Bożenną Gorta i jej mężem Teodorem, natomiast brat Mamy Przemysław Warachowski wraz z żoną i dwojgiem dzieci szczęśliwie przedostali się przez zieloną granicę z Hajnówki na Białorusi i w listopadzie dotarli do Wilna. A w połowie grudnia wrócił do domu mój Ojciec. Od początku wojny Mama nie miała żadnej wiadomości od Ojca, lecz każdego dnia czekaliśmy na Niego. Okazało się, że Ojciec dostał się do niewoli sowieckiej i został przewieziony do Kozielska. W czasie segregacji jeńców został zwolniony wraz z grupą podoficerów i pieszo dotarł do Wilna. Ponieważ był zagłodzony i krańcowo wyczerpany, więc już wczesną wiosną wyjechaliśmy do majątku naszego znajomego, hrabiego Komara. Był to majatek Petkuny w pow. Poniewieskim. Tam zastało nas wkroczenie wojsk sowieckich w czerwcu 1940 r.. I tam mieliśmy okazję zobaczyć z jak wielką satysfakcją i nieukrywanym zadowoleniem Litwini odbierają Polakom ich rodowe majątki w imię „sprawiedliwości społecznej”. Zaczęła się trzecia okupacja!

Trzecia okupacja! (a druga sowiecka)

W czerwcu 1940 r., po sfingowanym incydencie koło jednej z baz sowieckich na terenie Litwy, wojska sowieckie wkroczyły i tym razem bez skrupułów zajęły całą Litwę, która w niedługim czasie stała się republiką radziecką. Usilnie starano się nas przekonać, że zaczęło się normalne życie. We wrześniu otwarto szkoły – były to oczywiście sowieckie 10-latki, a więc po ukończeniu w czerwcu V klasy szkoły powszechnej, poszłam we wrześniu znów do V klasy.

Moja nowa szkoła było to dawne męskie gimnazjum oo. Jezuitów na ul.Wileńskiej, które po połączeniu z żeńskim gimnazjum ss. Nazaretanek stało się szkołą koedukacyjną i nosiło nazwę IX Szkoły. W szkole tej uczył mój Ojciec, który w 1940/1941 r. był wychowawcą klasy X b, czyli maturalnej.

W czerwcu 1941 r. w związku z napiętą sytuacją polityczną, przyspieszone egzaminy maturalne zakończyły się 21.VI, po czymz inicjatywy mojego Ojca i p. Ananiasza Rojeckiego, wychowawcy klasy X a, jeszcze tego samego dnia została zwołana Rada Pedagogiczna, która stwierdziła, że prawie wszyscy uczniowie zdali egzamin maturalny. Abiturienci nie zdążyli już odebrać świadectw maturalnych i z tego powodu, jak później opowiadali mieli bardzo dużo kłopotów.

Wróćmy jeszcze na chwilę do wiosny 1941 r. – właśnie wtedy rozpoczęły się masowe aresztowania i wywózki Polaków na Wschód. Wywożono całe rodziny, przede wszystkim polska inteligencję. Wiele osób zaczęło już się ukrywać, nie nocować w domu lub wyjeżdżać do podmiejskich osiedli. Nasza rodzina , w miarę możliwości również starała się nie nocować w domu. Ta sytuacja trwała do końca okupacji. Zaczęły się także niemieckie bombardowania Wilna, osobiście to przeżyłam i widziałam ciała zabitych, leżące na ulicy. Nadszedł dzień 22.VI. Tego dnia odszedł z Wilna ostatni pociąg na Wschód. Był to bardzo długi pociąg, zapełniony więźniami z Łukiszek, wśród których znajdował się wuj Teodor Gorta, aresztowany wiosną 1941 r. Pociąg ten przez kilka godzin stał na dworcu wileńskim i w tym samym czasie udało się kolejarzom odczepić prawie połowę składu pociągu, dzięki czemu sporo więźniów uratowano przed wywózką. Niestety, mój wuj był w tej części pociągu, która pojechała na wschód.

Na dziedzińcu łukiskiego więzienia pozostały stosy ciał zabitych więźniów, których nie zdążono wywieźć. Władze sowieckie pośpiesznie opuszczały miasto.

Czwarta okupacja! (niemiecka)

22.VI.1941 r. Wilno zostało zajęte przez wojska niemieckie. Tak to trzeba nazwać. Zajęte – nie zdobyte, gdyż żadnych walk o Wilno nie było. Wojska litewskie, które teoretycznie broniły granicy między II Rzeszą a Sowiecką Republiką Litewską, gremialnie przeszły na stronę niemiecką i razem z Niemcami triumfalnie wkroczyły do Wilna.

Czwarta okupacja rozpoczęła się od parady zwycięstwa. Oddziały niemieckie w szyku defiladowym maszerowały ul. Mickiewicza w stronę placu katedralnego, a po obu stronach jezdni stały Litwinki w strojach narodowych i obrzucały kwiatami wkraczających Niemców. Stojący pod domami mieszkańcy Wilna obserwowali te scenę w ponurym milczeniu – ja byłam jedną z nich i powyższą scenę mam do dzisiaj w pamięci.

Po wkroczeniu Niemców, Polacy – paradoksalnie, odczuli chwilową ulgę, gdyż nie groziły nam już wywózki na Wschód, a jeszcze nie wiedzieliśmy, jaka będzie okupacja. Jednak już w bardzo krótkim czasie zorientowaliśmy się, jaka to będzie okupacja.

Rozpoczęły się uciążliwości dnia powszedniego. Pracy dla Polaków odpowiedniej do posiadanych kwalifikacji nie było, pozostawała praca fizyczna. Mój Ojciec rozpoczął pracę w „Artelu” gdzie piłował drzewo razem z jednym ze swych profesorów USB. Natomiast mój brat został zatrudniony w firmie remontowej, która głównie zajmowała się usuwaniem skutków bombardowania Wilna. Pamiętam, że pracował w Kościele Św. Rafała za Zielonym Mostem, który w czasie bombardowania został uszkodzony niemiecką bombą.

Przez cały okres wojny sytuację w Wilnie znacznie pogarszał fakt, że zawsze mieliśmy podwójnego okupanta : głównego-Rosjan lub Niemców, oraz podokupanta litewskiego. Litwini współpracowali z obu okupantami, lecz ze szczególną nadgorliwością współpracowali z Niemcami (tego rodzaju współpraca nosi łacińską nazwę collaborare). Współpraca ta miała dalekosiężne i rozlegle reperkusje, których najwymowniejszym słowem było słowo „Ponary”.

Od początku wojny trwały litewskie prześladowania polskiej ludności Wilna, zwanej „mniejszością” ( a to dane z przedwojennego rocznika statystycznego: Polaków ok. 70%, Żydów 0k. 29%, Litwinów – 0,07%, Białorusinów, Rosjan, Romów – setne

Części procenta). Po wybuchu wojny do Wilna przyjechało wielu Polaków, uciekinierów z zachodniej Polski, co jeszcze zwiększyło procent Polaków w Wilnie. Tak więc ta siedemdziesięciokilku procentowa „mniejszośc „ była narażona na nieustanny szykany i prześladowania ze strony około jednoprocentowej „większości” (uwzględniając już najazd litewskich urzędników, policji, wojska, itd.). Bojówki litewskie, złożone z młodych Litwinów, zaczepiały i biły Polaków na ulicach Wilna. Spotkało to mojego Ojca, uderzył go pięścią w twarz, a że na ręku miał kastet, uraz był poważny.

W kościołach, w czasie odprawiania nabożeństw, dochodziło do gorszych ekscesów oraz zakłócania ciszy i powagi Kościoła przez gromady wkraczających Litwinów, zachowujących się się głośno, agresywnie i prowokująco. Inną metodę stosowano np. w Kościele Św. Katarzyny – tam do kościoła wjeżdżano konno i akcję prowokacyjną prowadzono z grzbietów końskich.

Profesor Konrad Górski, naoczny świadek tych wydarzeń tak o tym pisze: „Niszczenie żywiołu polskiego na Litwie stało się główną treścią życia państwowego nowej Litwy…tępienie polskości zostało przedsięwzięte wszelkimi możliwymi środkami… Rola odegrana przez kler litewski w prześladowaniu Polaków jest po prostu haniebna, bez precedensu w dziejach Kościoła… wielu księży litewskich namawiało z ambony do rzezi Polaków, odpędzanie od konfesjonalu ludzi, pragnących spowiadać się po polsku…”

Te szokujące prowokacje wywoływały powszechny opór i znacznie rozszerzały działalność konspiracyjną. Stała się ona bardziej intensywna. Odpowiedzią Litwinów były masowe aresztowania. Więzienie Łukiskie było przepełnione, a padanie paczki dla więźnia wymagało stania w kolejce pod murem więziennym od świtu do zmroku, a czasem w ogóle nie zdążyło się podać paczki przed zamknięciem okienka.

Rozwiązaniem problemu przepełnionego więzienia okazały się Ponary. Było to największe miejsce kaźni na Kresach płn.-wsch., gdzie śmierć znalazło ponad 100 tyś. osób wszystkich narodowości mieszkających w Wilnie.

Mordu ponarskiego dokonywały specjalne ochotnicze oddziały litewskie w Słubie niemieckiej (Ypatigas burys). Zbrodnia ponarska do dzisiaj nie została osądzona, nikt nie poniósł zasłużonej kary, (chociaż sprawcy znani z imienia i nazwiska), a strona litewska kwituje mord ponarski całkowitym milczeniem.

Po śmierci mego Ojca życie nasze było smutne i dość beznadziejne. Mama zajmowała się chorą Ciocią, która po półrocznym pobycie w Łukiszkach była w złym stanie zdrowia, oraz pomagała, w miarę możliwości rodzinom AK-owców, więzionych na Łukiszkach, ja uczyłam się na kompletach u p.Obiezierskiej.

Tymczasem nadszedł 1944 r., front sowiecki przesuwał się na Zachód i było już jasne, że Wilno znów dostanie się pod sowieckie panowanie. Mama i Ciocia obawiały się, że z chwilą wkroczenia Sowietów znowu zagrozi nam wywózka na Wschód , czego Ciocia już prawdopodobnie nie przeżyłaby. Wobec tego Mama postarała się o odpowiednie dokumenty i wiosną 1944 r. pod zmienionymi nazwiskami wyjechaliśmy do Generalnej Guberni. Podróż była z przygodami, lecz zakończyła się pomyślnie i szczęśliwie dotarliśmy do rodziny w Warszawie.

Łudziłam się w swojej naiwności, że prędzej czy później uda nam się wróci do Wilna, lecz okazało się to mrzonką. Już nigdy nie było mi dane zamieszkać w moim rodzinnym mieście.

Renata Buśko

Św. P.  RENATA BUŚKO, pracownica Muzeum Warmii i Mazur, wiceprezes Stowarzyszenia Rodzina Ponarska, członkini Oddziału Żołnierzy AK i Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej.

Show Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podaj poprawną odpowiedź !